Wracający po 1989r. na pomniki wąsaty wiarus, przed
którym (mając w pamięci jemu podobnych) składamy kwiaty każdego 11 listopada, w Święto Niepodległości, za którym tęskniono przez pół wieku
komunistycznej niewoli… kim jest dla nas dzisiaj? Choć nie żyje od niemal wieku
to wciąż się zmienia.
Osobiście nie mam
najmniejszych wątpliwości, że Józef
Piłsudski za cel najważniejszy stawiał sobie Polskę wolną, silną,
niepodległą. Nie wyrwał też sobie z tej Polski tyle sukna ile by się dało, co
dzisiaj wśród naszych elit wydaje się być rzeczą tak normalną, że aż konieczną.
Stworzył też Piłsudski część zalążków przyszłej kadry polskiej armii, zdając
sobie sprawę, że bez takowej żadne państwo istnieć nie może. Poprowadził też tą
armię, by niemal tylko własnymi rękoma wydźwignęła Polskę na niepodległość.
Rzecz oczywista,
że działania militarne to nie wszystko i równie istotne były działania
polityków drążących temat naszej niepodległości – o tym zapomnieć również nie
można, choć nigdy nie będzie to tak spektakularne i równie ofiarne jak
poświęcenie i przelana krew żołnierzy walczących o Polskę; i znów pamiętajmy –
nie tylko Polaków. Trudno też się dziwić szacunkowi, jakim był darzony mundur
do momentu zakończenia II wojny światowej i splamienia go przez prosowiecki
aparat bezpieczeństwa. Przez wieki opieraliśmy się na militarnej sile i dzięki
wiktoriom mogliśmy swobodnie kształtować politykę. Wojaczka była (i chyba jest
nadal) czymś naturalnym, niejako wyssanym z mlekiem matki. Polityka (szczególnie
dyplomacja) raczej zajęciem dla tych niezdolnych do trzymania szabli; polityka
to raczej coś obrzydliwego – trudno i dzisiaj się oprzeć temu wrażeniu patrząc
na naszych rodzimych błaznów.
Nie bylibyśmy
chyba Polakami, gdybyśmy dali choć cień szansy tym, którzy budując
Rzeczpospolitą (jakiegokolwiek byśmy jej numeru nie nadali) ośmielili się
stanąć w innym niż nasz obozie. Bo przecież to niemożliwe, żeby mając inny
program, inne założenia i jeszcze inny światopogląd, dążyć do tego samego:
pracy dla dobra Ojczyzny; nieważne, piórem czy szablą. Musimy wybierać. Lubisz
Mickiewicza, to powinieneś się brzydzić Słowackim czy Norwidem. Podziwiasz
Pułaskiego, to wiesz, że Kościuszko był zaledwie kochankiem carycy. Czytasz
Baczyńskiego – Gajcy był marnym poetą. Jeśli Żółkiewki był świetnym strategiem,
to Chodkiewicz mu do pięt nie sięgał. Lubisz obrazy Kossaka – od patrzenia na
Gierymskiego stracisz wzrok. I tak w nieskończoność.
Jakie więc zarzuty
postawią Marszałkowi zwolennicy Dmowskiego? A to że kobieciarz, że miał
ciągotki proniemieckie, że w przededniu bitwy warszawskiej do kochanki pojechał
albo że się niecenzuralnymi słowami do parlamentarzystów odezwał. No i przewrót
majowy rzecz jasna – ale to już wśród zarzutów poważnych mógłby się znaleźć.
Co o endekach? A
że wodza zdrajcą nazwali, że antysemici, że Kresów nie chcieli, że w końcu
doprowadzili pośrednio do zabójstwa prezydenta Narutowicza… I tak się w kółko
przerzucamy wyliczając błąd za błędem, jakby żadnych zasług nie było. O tyleż
to niesamowite, że w końcu tyle lat po wydarzeniach i w zupełnym zapomnieniu,
że jednak obaj przyczynili się do tego, co najważniejsze: do odzyskania
Niepodległości i podjęcia próby zbudowania państwa silnego. Posiadali też to,
co było do osiągnięcia celu jednym z najistotniejszych elementów: świadomy i
patriotyczny naród, ukształtowany w swym nieodzownym dążeniu do
samostanowienia. Że się nie udało… to już temat do osobnych rozważań bo
prawdopodobnie nikt z naszych polityków czy generałów do klęski września się
nie przyczynił.
11 listopada z
każdym rokiem więcej wspólnego ma z polskim zaprzaństwem niż świętem narodowym.
W przededniu zorganizowano marsz antyfaszystowski w rocznicę „nocy
kryształowej”; i nikomu nie przeszkadzało, nikogo nie zastanowiło że przeciw
niemieckim wydarzeniom antysemickim protestowano w Polsce J Za to jutro będzie można swobodniej pluć
na tych, którzy przyjdą na uroczystości narodowo-patriotyczne nazywając ich
faszystami czy narodowcami i nikt nie wyjaśni, dlaczego to słowu „narodowiec”
próbuje się nadać negatywny wydźwięk. Czyż Polak nie powinien być narodowcem?
Bez względu na kolor skóry J
Nasze „elity” znów
się podzielą i rozedrą święto na mniejsze, skłócone kawałeczki udowadniając, że
tylko „my” jesteśmy tego święta godni i tylko „nam” się należy chwała
Rzeczypospolitej, dorzucając do tego zdarzenia zupełnie od tematu oderwane
epizody, jednak mogące utwierdzić wielbicieli danej partii w tym, gdzie stoi
ZOMO. Kolejny lewacki polityk lub przećpany i niezbyt bystry (może jeszcze
nawet w halołinowym przebraniu) młodzian oznajmi w mediach głównego nurtu, że
już ma dość martyrologicznego podejścia do tego święta… jak byśmy niepodległość
wygrali na loterii. Spacerujący po ulicy dziennikarz znajdzie matołka, który na
pytanie „z czym ci się kojarzy 11 listopada?” odpowie z rozbrajającą
szczerością: „z powstaniem styczniowym” ale znów nie będzie nikogo, kto spyta:
czego dziś uczą na lekcjach historii? A jeśli nawet ktoś takie pytanie postawi
to otrzyma odpowiedź, że historia dziś w szkołach (i życiu) jest niemodna. Teraz
uświadamiamy dzieci, że mogą sobie zmienić płeć kiedy tylko zechcą a rodzice
powinni otrzymać numerki, a najlepiej o rodzinie nie wspominać bo rodzina to
przeżytek a każde wynaturzenie jest do zaakceptowania – jeśli tego nie
rozumiesz, to jesteś nietolerancyjnym homofobem, narodowcem i faszystą.
Cieszyć się – jak najbardziej bo jest z czego. Pamiętać - tym bardziej bo jest o kim.
Żadna z prób odzyskania niepodległości nie była spacerkiem czy wynikiem radosnej
demonstracji ale między innymi dzięki właśnie powstaniom i ofiarom (i
korzystnym zbiegom w sytuacji geopolitycznej) mogliśmy w 1918r. zacząć
skutecznie odzyskiwać własny kraj. Inaczej mówilibyśmy dziś zapewne o kolejnym
nieudanym powstaniu – nazywając je może październikowym, może listopadowym.
Bądźmy więc tego
dnia dumni i nie pozwólmy sobie wmówić, że każda tragedia jaka Polaków spotkała
wynika tylko i wyłącznie z ich winy bo tak nie jest. Czasem w dziejach narodów
zdarzają się chwile, które wpychają je w otchłań smutku i cierpienia ale siła tych
narodów, wynikająca z wychowania w wartościach ponadczasowych, pozwala im się w
końcu wybić do światła. Tego jednego dnia spróbujmy znaleźć wspólne cele
zamiast wykazywać, jaki nieporadny jest nasz polityczny przeciwnik – może jutro
tych celów będzie więcej. Nie każdego dnia będzie umierał wielki papież-Polak,
więc trzeba dać z siebie więcej niż jeden dzień udawanej rozpaczy i zakłamanego
zjednoczenia, z którego i tak nic nie zostanie po kilku tygodniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz