Powstanie Warszawskie 1944-2014 |
Okrągła, 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego stała się przyczynkiem do pojawienia się ze wzmożoną siłą różnych opinii na jego temat. W sumie nic nowego ale zastanawiający jest przebijający się coraz mocniej (głównie za sprawą pseudonaukowych prac P. Zychowicza) głos o rzekomej bezmyślności osób odpowiedzialnych za wybuch Powstania. Tutaj wskazuje się głównie gen. Komorowskiego, Okulickiego i płk Pełczyńskiego. Czy aby na pewno tylko trzy osoby mogły o tym zadecydować? Ten krytyczny głos wylicza różnorakie kwestie, starając się udowodnić, że Powstanie było niepotrzebnie przelaną krwią i bezmyślnym zniszczeniem stolicy; a to zbyt mała ilość broni, niewielkie doświadczenie żołnierzy AK, czy chociażby znana dowództwu AK wroga postawa Sowietów wobec ujawniających się oddziałów podziemnej armii. Tylko że ten ostatni argument powinien się wydawać logicznym przyczynkiem właśnie do próby podjęcia walki i przyjęcia Rosjan w stolicy w roli gospodarza. Tutaj pomija się fakt, iż w razie próby rozbrojenia AK miała podjąć walkę różwnież z "sojusznikiem naszych sojuszników". Wśród tych wszystkich argumentów "przeciw" uparcie pomija się jeden czynnik, czynnik najistotniejszy: uczucia ludności okupowanej Polski, szczególnie stolicy. Nikt z krytyków Powstania nie zatrzymuje się nad faktem, iż ludność ta, przez kilka lat okupacji traktowana gorzej niż zwierzęta, upodlona i upokorzona, kipiała rządzą zemsty i czekała okazji do odwetu. Nie dopuszcza się do głosu żyjących jeszcze przecież uczestników Powstania, opisujących klimat warszawskiej ulicy wraz ze zbliżaniem się godziny "W".
Wreszcie wśród potępiających głosów trudno znaleźć alternatywę dla podjęcia walk w stolicy. Bo jakież mogły by być propozycje? Ewakuacja milionowego miasta (które miało zostać twierdzą i być bronione przez Niemców do ostatniego żołnierza) i zapchanie szlaków komunikacyjnych przez uchodzącą ludność? Jeśli nie ewakuacja to pozostanie w szturmowanym przez Rosjan mieście? A co z AK? Jak by się miała zachować w obu sytuacjach? Wśród oskarżeń o zniszczenie stolicy nie dopuszcza się argumentu, iż dowództwo Powstania nie miało nawet prawa przewidzieć, iż ludność cywilna będzie przez Niemców i ich rosyjskich i ukraińskich sojuszników wymordowana. Nikt też nie mógł przewidzieć, iż będąca w odwrocie hitlerowska armia będzie marnowała materiały wybuchowe na niszczenie budynków stolicy zamiast wykorzystać je do obrony. Szaleńczych rozkazów Hitlera nie sposób było przewidzieć.
Czy więc Powstanie Warszawskie mogło nie wybuchnąć? Myślę, że walki w stolicy i tak by się rozpoczęły, może byłyby tylko zupełnie nieskoordynowane i nie udałoby się utworzyć kilku "wysp wolności". Może właśnie Powstanie mimo tylu ofiar uratowało więcej ludzkich istnień?
Upadek Powstania był klęską, to pewne. Jednak w przeciwieństwie do np. powstania w getcie warszawskim, które obrosło mitem totalnym a które było w rzeczywistości wybrykiem garstki szaleńców (co ciekawe, mało kto ośmiela sięzanegować jego sens), Powstanie Warszawskie było ostatnią próbą obudzenia się z koszmaru wojny w niepodległej Polsce. Próbą, która miała bardzo niewielkie szanse powodzenia z perpektywy jej uczestników, z perspektywy naszej wiadomo, że szans nie miało żadnych. Jednak w takiej sytuacji nie można było nie robić nic. Zawsze lepiej jest podjąć działania, niż bezczynnie czekać.
Mówić wreszcie o przywódcach Powstania jak o zbrodniarzach, to jakby samym Powstańcom zarzucać, że poszli do walki jak bezmyślne barany. Dowódców od żołnierzy w tej sytuacji oddzielić się nie da, szczególnie że wszyscy oni byli wychowani w Polsce niepodległej, w wartościach które dziś zdają się niestety odchodzić. Odnoszę wrażenie, że próba zanegowania tego zrywu lub wmawianie młodym Polakom jego bezsensowności, próbuje usprawiedliwiać nas samych, bojących się wyzwań o wiele mniejszych, cóż dopiero mówić o rzucaniu kamieni na szaniec.
Szkoda, bo znów wystarczy posłuchać opowieści Powstańców: oni wierzyli, onie nie szli ginąć ale szli walczyć o Polskę swoich marzeń. O co dzić walczymy my? Aż wstyd pomyśleć, aż ciężko przyznać ale nawet nie walczymy, zaledwie się przepychamy pełzając... Oni potrafili stanąć do walki o to, co uważali za słuszne, a człowiek często podejmuje walkę, nie kalkulując skutków - bo czasem tak trzeba, żeby móc dalej żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Ginęli w walce i długo po wojnie w ubeckich katowniach.
Nie świętuję wybuchu Powstania ale czczę pamięć o nim i jego żołnierzach oraz ludności cywilnej stolicy. Powstanie wybuchło, bo było w prostej linii kontynuacją naszych wcześniejszych zrywów, w tym tego dającego nam niepodległość.
To, że przegraliśmy wojnę, tym razem nie było naszą winą. To, że dziś nie potrafimy wykorzystać pokoju do budowy silnego, opartego na wartościach państwa, już nią jest. Trzeba pamiętać, że nic nie jest wieczne, pokój też...
Wreszcie wśród potępiających głosów trudno znaleźć alternatywę dla podjęcia walk w stolicy. Bo jakież mogły by być propozycje? Ewakuacja milionowego miasta (które miało zostać twierdzą i być bronione przez Niemców do ostatniego żołnierza) i zapchanie szlaków komunikacyjnych przez uchodzącą ludność? Jeśli nie ewakuacja to pozostanie w szturmowanym przez Rosjan mieście? A co z AK? Jak by się miała zachować w obu sytuacjach? Wśród oskarżeń o zniszczenie stolicy nie dopuszcza się argumentu, iż dowództwo Powstania nie miało nawet prawa przewidzieć, iż ludność cywilna będzie przez Niemców i ich rosyjskich i ukraińskich sojuszników wymordowana. Nikt też nie mógł przewidzieć, iż będąca w odwrocie hitlerowska armia będzie marnowała materiały wybuchowe na niszczenie budynków stolicy zamiast wykorzystać je do obrony. Szaleńczych rozkazów Hitlera nie sposób było przewidzieć.
Czy więc Powstanie Warszawskie mogło nie wybuchnąć? Myślę, że walki w stolicy i tak by się rozpoczęły, może byłyby tylko zupełnie nieskoordynowane i nie udałoby się utworzyć kilku "wysp wolności". Może właśnie Powstanie mimo tylu ofiar uratowało więcej ludzkich istnień?
Upadek Powstania był klęską, to pewne. Jednak w przeciwieństwie do np. powstania w getcie warszawskim, które obrosło mitem totalnym a które było w rzeczywistości wybrykiem garstki szaleńców (co ciekawe, mało kto ośmiela sięzanegować jego sens), Powstanie Warszawskie było ostatnią próbą obudzenia się z koszmaru wojny w niepodległej Polsce. Próbą, która miała bardzo niewielkie szanse powodzenia z perpektywy jej uczestników, z perspektywy naszej wiadomo, że szans nie miało żadnych. Jednak w takiej sytuacji nie można było nie robić nic. Zawsze lepiej jest podjąć działania, niż bezczynnie czekać.
Mówić wreszcie o przywódcach Powstania jak o zbrodniarzach, to jakby samym Powstańcom zarzucać, że poszli do walki jak bezmyślne barany. Dowódców od żołnierzy w tej sytuacji oddzielić się nie da, szczególnie że wszyscy oni byli wychowani w Polsce niepodległej, w wartościach które dziś zdają się niestety odchodzić. Odnoszę wrażenie, że próba zanegowania tego zrywu lub wmawianie młodym Polakom jego bezsensowności, próbuje usprawiedliwiać nas samych, bojących się wyzwań o wiele mniejszych, cóż dopiero mówić o rzucaniu kamieni na szaniec.
Szkoda, bo znów wystarczy posłuchać opowieści Powstańców: oni wierzyli, onie nie szli ginąć ale szli walczyć o Polskę swoich marzeń. O co dzić walczymy my? Aż wstyd pomyśleć, aż ciężko przyznać ale nawet nie walczymy, zaledwie się przepychamy pełzając... Oni potrafili stanąć do walki o to, co uważali za słuszne, a człowiek często podejmuje walkę, nie kalkulując skutków - bo czasem tak trzeba, żeby móc dalej żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Ginęli w walce i długo po wojnie w ubeckich katowniach.
Nie świętuję wybuchu Powstania ale czczę pamięć o nim i jego żołnierzach oraz ludności cywilnej stolicy. Powstanie wybuchło, bo było w prostej linii kontynuacją naszych wcześniejszych zrywów, w tym tego dającego nam niepodległość.
To, że przegraliśmy wojnę, tym razem nie było naszą winą. To, że dziś nie potrafimy wykorzystać pokoju do budowy silnego, opartego na wartościach państwa, już nią jest. Trzeba pamiętać, że nic nie jest wieczne, pokój też...